Luigi's Mansion 3 - Recenzja
Nie grałem wcześniej w żadne Luigi’s Mansion, więc nie porównam trójki do poprzednich odsłon, ale z tego co widziałem - rozgrywka poszczególnych gier z serii zbyt mocno się nie zmieniała. Oto jest więc gra o odkurzaniu. No i trochę też jest to zrzyna z Pogromców Duchów, ale jednak jest to przede wszystkim opowieść o wąsaczu z odkurzaczem na plecach. Zaczyna się ona od wakacyjnej delegacji z Grzybowego Królestwa, czyli Mario, Peach, Luigiego, jego ducho-psa, która jedzie do ekskluzywnego sanatorium. Niestety na miejscu, zamiast kąpieli borowinowych, dancingów i innych przeróżnych ekskluzywnych rzeczy przeżywających drugą lub trzecią młodość - okazuje się, iż ów sanatorium jest pułapką zastawioną przez złe duchy. Cała ekipa zostaje uwięziona w obrazach - bo najwyraźniej w tym świecie sztuka jest narzędziem opresji - i tylko jeden Luigi unika losu płótna olejnego, bo jest tchórzem i zwyczajnie ucieka. Na szczęście w budynku znajduje się też znajomy profesor Elvin Gadd i jego odkurzacz do łapania duchów, więc wkrótce nasz wąsaty protagonista zarzuca na plecy urządzenie ssące i zabiera się za sprzątanie tego bałaganu.
Jako Luigi będziemy musieli przebyć kilkanaście pięter nawiedzonego sanatorium odkurzając kolejne pokoje, zbierając ukryte klejnoty oraz pieniądze, walcząc z duchami i ducho-bossami, a także zdobywając przyciski z windy wymontowane przez siły nadprzyrodzone, które pozwolą nam docierać na wyższe piętra. No dobrze - ale jak się w to właściwie gra? Mnie przypomina to odrobinę zabawę w grach z serii LEGO, bo chodzimy tu po lokacjach i używamy posiadanych narzędzi do wchodzenia w interakcję z otoczeniem, aby wydłubać wszelkie ukryte rzeczy i pokonać wrogów. Większość dostępnych narzędzi otrzymujemy kolejno na początku gry. No i nasz wąsacz może odkurzaczem ssać i dmuchać, może błyskać latarką co oślepia duchy i uruchamia pewne urządzenia. Potrafi też strzelać przyssawkami, które - po przytwierdzeniu do płaskiej powierzchni - pozwalają ruszyć jakiś cięższy obiekt. Jest też specjalny promień do wykrywania niewidocznych obiektów oraz Gooigi. Gooigi to kopia Luigiego z zielonej ektoplazmy, którą można zmaterializować i nią kierować.
Ten, jeszcze bardziej zielony Luigi potrafi przełazić przez kraty. Gooigiego czasem trzeba wykorzystywać, aby się gdzieś dostać, coś uruchomić albo zrobić coś co wymaga zaangażowania dwóch postaci. Grę można zresztą też przejść w trybie lokalnej kooperacji w dwie osoby i wtedy drugi gracz kieruje gluto-wąsaczem, ale niestety nie może on używać niektórych obiektów i korzystać z drzwi, więc jego rola jest nieco ograniczona. Przy pierwszym kontakcie lekko zaskakuje sterowanie, bo o ile Luigim chodzi się normalnie - wychylenie jednego analoga w daną stronę nadaje kierunek poruszania się - o tyle już celowanie jest nieco osobliwe, bo drugi analog nie tyle wskazuje kierunek ssania, dmuchania lub błyskania co obraca wymierzony odkurzacz. To takie trochę jakby celowanie rodem z pierwszoosobowej strzelanki, bo chociaż akcję obserwujemy trzecioosobowo - kiedy wychylimy analog w prawo to Luigi obraca się w swoje prawo, a kiedy poruszymy grzybkiem w górę to nasz bohater celuje wyżej. Ma to sens, bo pozwala kontrolować celowanie nie tylko w poziomie, ale i w pionie - niemniej przy tej perspektywie chwilę zajmuje przyzwyczajenie się do niego, a sam kąt widzenia nierzadko sprawia, iż wcale nie jest jasne czy jakiś przedmiot jest przed czy za Luigim.