Nostalgiczna podróż do przeszłości. Recenzja DLC Dragonborn do The Elder Scrolls V: Skyrim
Morrowind był legendą dla Bethesy, dla wielu graczy to pozycja kultowa i nostalgiczna. Ale co ważniejsze to właśnie od tej legendarnej, momentami dziwaczej gry, wzeszła gwiazda Bethesdy i Todda Howarda. Morrowind uratował Bethesde kiedy ta była na skraju bankructwa, śmiała wizja Todda Howarda uratowała wówczas produkcję, studio i zapewniła mu miejsce na arenie sław. Masa nagród, wiele przychylnych recenzji, niesamowity entuzjazm i zaufanie graczy... nie dziwota że Todd i reszta Bethesdy nostalgicznie tęskni za tymi czasami. W tamtym czasie nikt nie śmiał nawet podnieść słowa przeciw Bethedziem, każde takie świętokradztwo było by karane ostracyzmem społecznym. I więcej wiem, tym bardziej nie rozumiem dlaczego bycie fanem TESo jest uważane za całkowicie normalne a Gothica za coś dziwacznego... przecież to są te same rodzaje gier ! No ale mniejsza, wracajmy do głównego tematu. Po Morrowindzie Bethesda jednak popadła w swoje własne sidła i próbowali, i dalej sukcesywnie próbują, zrobić tą samą grę tylko lepiej (zupełnie to samo co Piranie). I tak prawie każda następna gra Bethesdy to tak naprawdę ulepszona wersja ich ukochanego Morrowinda. Choć tez ciężko nie odnieść wrażenie że przez lata studio, traktowało ciągłość fabularną ich gier dosyć po macoszemu, o ile odpowiadało ich aktualnej wizji którą chcieli przedstawić. I tak od sukcesu Morrowinda dobrnęliśmy do sukcesu Skyrima, mimo iż już powoli zaczeły się podnosić pierwsze głosy że Skyrim nie domaga, nikt nie był wstanie ich wówczas usłyszeć. Lata 2011 do około 2013 to dla Bethesdy istny trumf, Skyrim odniósł fenomenalny sukces, przygody Smoczego Dziecięcia okazały się prawdziwą żyłą złota która tak wielu pokochała i wciąż chciało kochać. Wietrząc okazję Howard postanowił doić krowę do ostatniej kropli, i tym sposobem do Skyrima zaczeły pojawiać się DLC oraz dodatki. Początkowo dwa pierwsze zostały dosyć ciepło przyjęte. W samym studio było nastawione na dalsze rozwijanie Skyrima, podobno były pomysł na wiele innych dodatków, jednak pracę nad powstającym Falloutem 4 zmusiły zespół do cięć. Bethesda szykowała się do nowej rozgrywki w której musiała stawić czoła znacznie bardziej roszczeniowym fanom postapokaliptycznego RPG. Choć teraz robią dobrą minę do złej gry i opowiadają bajki, że nigdy nie chcieli być studiem jednej gry... Piranie chyba też, ale ciągle tworzyli produkty Gothicopodobne, to samo tyczy się Bethesdy. Ostatecznie po dwóch dodatkach do Skyrima zapadła decyzja o ostatniej duże aktualizacji. Tym razem jednak zdecydowanie się na dostarczenie pełno prawnego dodatku a nie jedynie połowicznego DLC, dla studia kończyła się pewna epoka, a jednocześnie nie ukrywali że tęsknią za dawnymi czasami Morrowinda. Ostatecznie po pewnych perypetiach zapadła decyzja że ostatni trzeci dodatek do Skyrima zabierze nas w nostalgiczną podróż w czasie, do Morrowinda... Ale ponieważ fabularnie z krainy niewiele zostało, postanowiono że zostanie nam przedstawiona wyspa Solstheim, graczom doskonale znana. Jako że to właśnie na niej rozgrywała się akcja dodatku do Morrowinda, Przepowiednia. Wówczas to akcja kręciła się w około wilkołaków, tym razem postawiono postawić na smoki. Tytuł Dragonborn i lokalizacja miało spinać w ładny sposób dotychczasową opowieść Bethesdy, jednocześnie grają na nostalgii za dawnymi czasami, być pomostem między nowym a starym.
Dodatek Dragonborn zadebiutował 4 grudnia 2012 roku, początkowo na konsolę XBOX 360, dopiero w luty 2013 doczekano się portu na komputery osobiste. Za dodatek oczywiście odpowiedzialna jest Bethesda, zarówno za jego wydanie jak i stworzenie. Zanim omówimy go osobie, jedna dygresja. Dodatek jest czystą nostalgią i to nawet, nawet udaną. Nawet utworzy, oryginalna ścieżka dźwiękowa z Morrowinda sprawia wrażenie jakbyśmy się cofnęli te kilka lat do tyłu i ponownie znaleźli się na magicznej wyspie Vvanderfell, pełnej dziwów i magi. Naprawdę grają w ten dodatek, gdzieś tak w połowie, zdecydowałem się go wyłączyć... aby wrócić do Morrowinda. Nostalgia, wspomnienia, to najmocniejszy aspekt dodatku, tym bardziej że wszystko przypomina nam o minionych wydarzenia. Zarówno postacie, miejsca, nawet wygląd lokacji, w końcu w wyspy widać jak ulał dymiącą Czerwoną Górę. Grając miałem wielką dziecięcą ochotę rzucić się w pław do samego Morrowindu i zobaczyć ile zostało z dawnej pięknej wyspy... wiem że to głupie ale w pewnym odruchu naprawdę chciałem to zrobić. Fabuła decyzje się nawet na rozwinięcie wątków z dawnego dodatku do Morrowinda, gdzie ponownie przyjdzie nam skrzyżować drogi z rdzenną norską ludnością, zamieszkującą wyspę która będzie miała swoje tajemnice. Historia dodatku Dragonborn rozpoczyna się podobnie jak pozostałych dodatków, czyli razem z główną historią i w tym samym czasie. Choć fabularnie można odnieść wrażenie że powinna się dziać już po zakończeniu głównej osi fabularnej Skyrima i pokonaniu Alduina, tym bardziej że wiele, naprawdę wiele w tym dodatku jest aluzjami odnośnie zakończenia sporej ilości wątków, ba jest tutaj nawet pewna aluzja co się stanie w przyszłości z naszym głównym bohaterem Ostatnim Smoczym Dziecięciem. Podobnie jak z pozostałymi dodatkami, akcja Dragonborna rozpoczyna się razem z postępem głównej linii fabularnej, w tym wypadku musimy być już po wizycie u Siwobrodych. Wówczas to na jeden z lokacji zaczepi nas kilkoro dziwnie wyglądający typków, którzy grzecznie zapytają czy jesteśmy Smoczym Dziecięciem, nieważnej jak odpowiemy oznajmią nam że jesteśmy fałszywi i spróbują nam zabić. Po ich pokonaniu odnajdujemy list z instrukcjami od tajemniczego jegomościa któremu służą, ów typek wysłał ich z wyspy Solstheim aby zabili fałszywego wybrańca, gdyż tylko on jest prawdziwym Smoczym Dziecięciem. Zaintrygowani tym wydarzeniem, decydujemy się poznać takiego dziwnego typa, tym bardziej że wszystko wskazuje że na wyspie zaczęły dziać się dziwne rzeczy, marynarze który nie chcąc nas tam nawet zabrać wspominają dziwne zachowanie mieszkańców, światła i irracjonalne sny które wydają rozkazy kiedy śpią. Niezrażeni tym jednak decydujemy się ruszyć na kolejną wspaniałą przygodę i popłynąć na wyspę Solstheim. A tam, oj tam co na nas nie czeka. Poznamy dunmerów którzy przeżyli kataklizm Czerwonej Góry, zapoznamy się z rdzennymi mieszkańcami wyspy Skaalami, wdamy się w układ z dedrycznym księciem Hermaneusem Morom a na koniec przyjdzie nam stawić czoła naszemu konkurentowi, również Dovahkiinowi Miraakowi z pradawnych lat który kontroluje sny mieszkańców wyspy.
Pod względem mechanik dodatek Dragonborn nie dodaje aż tak wiele. Wszystkie istotne zmiany mechaniki mogliśmy bowiem uświadczyć w poprzednich dodatkach. Jednak i tutaj dodatek ma coś zaoferowania. Przed wszystkim ponownie przyjdzie nam zobaczyć bajkową wyspę Solstheim, dawna kolonia cesarska ma lata świetności za sobą i teraz pod upada. Do tego wszystkie na wyspą wstrząsają dziwne wydarzenia, sny które rozkazują dunmerom i nordom wznosić przekaźniki... wróć (monumenty). Cały klimat wyspy istotnie się zmienił i faktycznie przypomina ona wyspę po przejściu wulkanicznego kataklizmu, zresztą kiedy spojrzymy na wsypę Vvanderfell, którą doskonale widać, zobaczy że z Czerwonej Góry wciąż wydobywa się pył. Na dokładkę możemy zauważyć że na wyspie może ponownie odnaleść, do tej pory ukryte, norskie ruiny. Co więcej, ze względu na pojawienie się dziwacznych kultystów Miraaka cała wyspa nie jest bezpieczna, część ludzi służy mu nieświadomie po przez sen. No dokładkę, na wyspie pojawiają się oczywiście smoki, co jak co ale i ich nie mogło zabraknąć. Jeśli chodzi o nową zawartość to prócz wyspy Solsthieim mamy tutaj kilka starych nowości. Grając można odczuć ducha Morrowinda, co więcej przez cały czas przebywania na wyspie przygrywa nam muzyka z Morrowidna, postanie noszą pancerze z Morrowidna, co więcej umożliwiono nam i zakup i stworzenie, czyli dodatkowe drzewko pod bron kościaną. Pojawiają się story pochodzące z Morrowidna. Do tego dostajemy nową krainę Apokfyf, deadryczną domenę księcia wiedzy Hermaneusa Mory, twórcy nawet nie ukrywają inspiracji Lovecraftem utorzsamiają More i jego sługi z dziwacznymi macko podobnymi stworami. Największymi ficzem dodatku jednak było, wszem i obec reklamowane, latanie na smoku ! Tak, teraz możemy normalnie sobie polatać na ziejącej ogniem jaszczurce. Do tego klasycznie dochodzą nowe krzyki, przedmioty które nawiązują do poprzednich części itp. Ale najistotniejszy jest jednak klimat, bo dodatek to nic innego jak prócz połączenia starego Morrowidna i jego magi z nowym Skyrimem i jego magią... wyszło dosyć ciekawie. Choć przyznaję że wielu może poczuć się nieco zagubionymi, bo jak by nie patrzeć Morrowind to dosyć bajkowa gra w której przecudną krainę wypchaną grzybami zamiast drzew po której hasają sobie dziwaczne zwierzątka przyjdzie nam zwiedzać. Do tego rdzenni mieszkańcy są szary i mają czerwone oczy. Skryim o wiele bardziej stawia na pseudo realizm, przynajmniej na pierwszy rzut oka, lasy pełne drzew, rzek, jezior, góry i pagórki a osady ludzie przypominają wikingów. A mimo to i tak wielu uważa, w tym i ja, że w Morrowindzie jest to coś, jakaś nienazwana magia, mimo iż gra na wielu aspektach kuleje i zawodzi. Klimt Morrowinda jest niepowtarzalny. I z czystym sumieniem mogę powiedzieć że dodatek Dragonborn też jest niepowtarzalny. Próbują zapędzić nas w nostalgię, jednocześnie ukazuje sporo nowego tego co już znaliśmy ze Skyrima.
Zdecydowanie uważam że Dragonborn jest najlepszym dodatkiem do Skyrima, czy najlepszym dodatkiem wszech czasów, no tu już bym się kłócił. Jednak ogrom nowych możliwości które otrzymaliśmy w dodatku sprawia że spokojnie mogę mu wystawić solidne 8/10 i zachęcić was do zagrania, warto wrócić do Morrowinda w każdej formie.
Polecam i pozdrawiam.
Tybero