Parkur z zombiakami. Recenzja Dying Light
Dopóki nie spróbujesz nie dowiesz się czy ci to smakuje ! Takie stwierdzenie kiedyś na pewno usłyszeliście i to nie raz. Ja miałem podobnie kiedy usłyszałem o świecie zombii w którym istotną role odgrywa parkur, skradanie się i skakanie. Początkowo taka wizja jakoś szczególnie mnie rajcowała ale postanowiłem dać temu konceptowi szanse... tym bardziej że Epic podarował mi darmową kopię gry razem z dodatkiem ekhem. Dying Light to typowa gra o zobmiakach z parkurem w roli głównej, opowieść gry schodzi nieco na dalszy plan w tej grze miodna jest rozgrywka i kupa radochy która daje. Naprawdę rozgrywka, walczenie z zombiakami za pomocą niemalże wszelkich konwencjonalnych jak i niekonwencjonalnych broni czy przedmiotów daje dużo radości a jak jeszcze do tego dodamy bardzo rozbudowany parkur to naprawdę okazuje się że takie połączenie ma racje bytu. Dying Light jest jeszcze o tyle ciekawy że jest to jedna z tych Polskich gier które nie tylko odniosły wielki sukces ale stały się światowym hitem z ogromną mocą przebicia i jeszcze większą ilością sprzedanych kopi. No ale po kolei, jak zwykle zaczniemy od Adama i Ewy, czyli od początku. Dlatego cofniemy się do Wrocławia do firmy Techland, polski producent gier komputerowych miał przed sobą świetlaną przyszłość, tym bardziej że właśnie w 2011 rok świętował wydanie Dead Island, czyli zombiokowego prekursora Dying Light. Gry pokazała że to średnie studio z Polski może zrobić wielki hit, tym bardziej że gra odniosła ogromny sukces światowy i udało im się sprzedać aż 7,5 mil kopi, ta liczba robi wrażenie. Musimy jednak pamiętać że ambitny Techland już tedy miał rozdźwięk ze swoim wydawcą brytyjskim gigantem Deep Silver'em, i choć pracę nad Dead Island 2 początkowo postępowały, twórcy ogarnięci frustracją z powodu niemożności rozwinięcia swoich własnych pomysłów i coraz większy rozdźwięk z Deep Silver'em sprawił że drogi twórców i wydawcy się rozeszły, prawa jednak do marki pozostały u wydawcy ale nic nie stało na przeszkodzie zrobić nową grę o zombiakach z gotowych już materiałów i prototypów które powstały na korzyść Dead Island 2, jednak twórcy mieli kilka nowych pomysłów, choć wiele rozwiązań z ich poprzedniej gry zostało zaimplementowanych w kontynuacji to nowością było postawienie na parkur jako główną rozgrywkę a same zombiaki uczynić nieco tłem opowieści, choć trzeba naprawdę przyznać że opowieść i fabuła gry nie dorównuje pozimowi rozgrywki jaki przygotowali twórcy. Obecnie Dying Light to silna i potężna marka z ogromnym sukcesem w postaci sprzedanych aż 18 milionów kopi (co jest ewenementem, najlepiej sprzedająca się Polska gra, jedynie Wiedźmin 3 przebił ten pułap). I właśnie dziś zapraszam was na recenzję parkurowej gry z zombiakami jako głównym tematem.
Dying Light miał swoją premierę 27 stycznia 2015, za jego stworzenie odpowiedzialne jest wrocławskie Polskie studio Techland (znane wcześniej z Call of Juarez czy Chrome a przed wszystkim z Dead Island). Za wydanie, po perypetiach z poprzednim wydawcą, został amerykański gigant Warner Bros. Interactive Entertainment. Gra wyszła na komputery osobiste PC oraz konsole ówczesnej generacji czyli XBOXa One, PS 4 a także Linuxa oraz macOS. Fabuła i główna opowieść produkcji Techlandu jest dosyć pretekstowa a świat gry błyszczy najbardziej klimatem misji poboczny i ogólnego świata przedstawionego, jednak mimo pewnego hym prostego wątku głównego, występuje. A mimo zagrywek niskiego polotu które próbują wywołać u nas emocje główna opowieść jest na swój sposób absorbująca. Akcja gry rozpoczyna się w roku 2014, w tym uniwersum (które dzieje się w naszym świecie) w wolny mieści - państwie Harran, leżącego w Turcji mają odbyć się międzynarodowe igrzyska olimpijskie, jednak niespodziewanie mega metropolia zostaje zaatakowana ze strony tajemniczego wirusa który pojawił się nie wiadomo skąd i dlaczego, zarażeni ludzie mają objawy gorączki, mocno kaszlą stają się agresywni, epidemia wkrótce ogarnia całe miasto które musi zostać objęte ścisłą kwarantanną, a w samem strefie wykluczenia zaczynają dziać się dziwne rzeczy, zarażeniu stają się kimś na kształt zombii, są agresywni atakują każdego a nawet zjadają żywcem do tego wszystkiego wielu zarażonych zaczyna mutować, pojawiają się mutanty. W Harranie wciąż są ocaleni, jest im dostarczana pomoc a całą sprawę kontroluje i sprawdza GRE (Globalny Resort Epidemiologiczny) który oficjalnie stara się znaleźć lekarstwo na tajemniczą chorobę zombii. Do miasta Harran zostaje wysłany specjalny agent GRE Kyle Crane który ma za zadanie rozpoznać, rozpracować i odzyskać tajemnicze materiały należące do naukowców którzy pracowali nad wirusem Harranu, miejscowy watażka Rasid szantażuje GRE że ujawni wyniki badań całemu światu czym skompromituje GRE ale też sprawi że dane na temat wirusa będą szeroko dostępne dla każdego. Kyle musi odzyskać dane a także w miarę możliwości zlikwidować Rasida. Jednak po zrzuceniu z samolotu zostaje zaatakowany przez miejscowych bandytów, w takcie szamotaniny używa broni palnej która ściąga w okolicę zombii, sam Crane w trakcie szamotaniny traci większość swego sprzętu, broń, a prawie i życie kiedy zostaje pogryziony przez zarażony i sam staje się nosicielem niebezpiecznego wirusa. Ostatecznie jednak zostaje uratowany przez tajemniczy wybawców, ocalałych którzy zamieszkują jeden z wieżowców miasta, tzw Wieżę. Crane przebywając wśród nich dalej prowadzi swoją misję kontaktując się z GRE ale przy tym dowiaduje isę jak teraz obecnie działa Harran i jak radzą sobie ocalali, okazuje się że mieszkańcy wieży wymyślili całkiem sprawny sposób na przetrwanie, otóż wielu z nich uważa że parkur to życie i to dosłownie, wielu z nich jest tzw biegaczami, czyli doskonale wyszkolonymi parkurowcami którzy przemierzają miasto przejmują zrzuty towarów z zewnątrz i zdobywając potrzebne zasoby z pozostałych części miasta. Kyle zdając sobie sprawę że tylko w ten sposób można się poruszać po mieście bez większych przeszkód decyduje się zostać jednym z nich, wkrótce zostaje biegaczem, jednym z niewielu którzy nie bali się biegać nawet po zmroku. Tak mniej więcej prezentuje się wstęp fabularny do Dying Lighta, fabuła stanowi tak naprawdę wstęp do zapoznania się z miastem i jego historią. W gruncie rzeczy bowiem ta parkurowa gra o zombii jest światem otwartym, co prawda wiele jest lokacji jest zamkniętych jakiś czas aż odblokujemy postęp fabularny, ale nic nie stoi na przeszkodzie przed swobodny eksplorowanie świata, a wiele elementów zaczerpniętych z innych gier świecą wyjątkowo mocno.
Już wspomniałem że pod względem fabularnym Dying Light jest co najmniej poprawny, ale pod względem mechanik i możliwości rozgrywki błyszczy niczym diament. Gra ma bardzo wiele elementów które chętnie zapożycza też z innych gatunków co widać, mamy parkur autorski pomysł, strzelankę z Chrome, system zadań i rozwoju postaci z RPG a nawet walkę z gier zręcznościowych a do tego zadania niczym z MMO. Zacznijmy jednak od najważniejszego elemtu gry który jest jej znakiem rozpoznawczym, parkurem, jest on wyjątkowo dobrze rozwinięty, nasz bohater Kyle może robić naprawdę przecudowne akrobacje, wspinać się na największe wieżowce, biegać, łapać się krawędzi a nawet skakać po głowach wrogów, prawdziwa jednak zabawa rozpoczyna się kiedy w trakcie gry na pewnym etapie rozgrywki odblokujemy kotwiczkę która pomoże nam szybciej się poruszać i zahaczasz o obiekty i budynki. Wówczas gra staje się wyjątkowo przyjemna a samo poruszanie bardzo satysfakcjonujące. Jeśli chodzi o system walki jest on podzielony na dwa główne rodzaje przeciwników, ludzi i zombii. Oczywiście te dwa rodzaje dzielą się na kilka pod grup ale w większości z ludzikami idzie zawsze podobnie, jednak zastosowanie odpowiedniej taktyki będzie niezbędne, np ludzie są podatni na klasyczną broń palną, w sumie zombii też ale jako że ta broń powoduje ogrom hałasu bardzo szybko możemy sobie ściągnąć na głowę hordę zarażonych. Walka daje nam dużo możliwości, od strzelania z broni palnej typu karabin, pistolet i strzelba po klasyki czyli łuk czy kusza, po całkowicie średniowieczne narzędzia walki typu topory, miecze, aż po samoróbki zrobione ze złomu i starych rur. Co prawa swobodne okładanie metalową rurą po głowach zarażonych też jest ograniczone ze względu na poziom wytrzymałości, nasza postać szybko się męczy. Mamy też możliwość rzucania naszymi przeciwnikami, kopania ich czy skręcania karku, do wyboru do koloru, ps trzeba zaznaczyć że broń palna występuje w grze gościnie. W czasie walki i ogólnie poruszania się po mieście musimy uważać czy nie hałasujemy, im głośniej coś robimy tym pewniejsze staje się ściągnięcie hordy zarażonych na nasze głowy. Jeśli zaś chodzi o rozwój postaci to mamy tutaj taką dziwaczą hybrydę RPGo podobną, mamy trzy drzewka rozwoju które możemy rozwijać co poziom, zaś levele możemy wbijać po przez zyskiwanie doświadczenia a je otrzymujemy za pokonanych wrogów, wykonane misje, za efektowne skakanie. Ważnym elementem rozgrywki jest system dnia i nocy, w nocy bowiem nasi zarażeni zyskują na znacznej szybkości oraz pojawiają się nowy tym zarażonych z którymi będziemy mogli nawiązać równą walkę dopiero pod koniec gry, to znaczne utrudnienie rozgrywki w nocy jest jednak wynagradzane dodatkowym doświadczeniem. W grze jest też obecny elementy craftingu, możemy z dowolnych śmieci które znajdziemy na mieści stworzyć wiele przedmiotów. Choć mamy pewne problemy z zadaniami pobocznymi muszę docenić to że jest ich nawet przyzwoita ilość i niektóre są naprawdę ciekawe, według wielu zresztą o ile główna fabuła nie domaga to Dying Light błyszczy zadaniami pobocznymi i doskonałym światem.
Podsumowując : nie jest aż tak wielki fanem tego typu gier, dla mnie Dying Ligh jest kawałem doskonałej gry który co prawda mnie nie urzekł ale nawet dobrze się w niego bawiłem i doceniam tą produkcję. Na koniec uważam że gra zasługuje na ocenę 8/10 i jest naprawdę warta polecenia Techland potrafi robić gry, to trzeba przyznać.
Pozdrawiam
Tybero