Recenzja gry My Talking Tom
Pamiętacie czasy świetności Tamagotchi? Niegdyś kieszonkowe stworzenia zdominowały rynek zabawek, ale po jakimś czasie nadszedł ich kres. Pojawiło się oczywiście wielu lepszych lub gorszych naśladowców. Nic jednak nie mogło się równać z siłą przebicia telefonów, na które przeniosły się wszelkie przeróbki Tamagotchi. Największy debiut swojego czasu zaliczył Pou, który również został zapomniany.
Niesłabnącą i wciąż rosnącą popularnością popularnością cieszy się kot Tom z gry, a raczej serii gier My Talkin Tom. Zaczęło się niepozornie, bo od dosyć prostej gry z Tomem stojącym w jednym pomieszczeniu. Futrzak mógł powtarzać za nami słowa, jeść, a my z kolei mogliśmy go bić i uprzykrzać mu życie na wiele innych sposobów, uroczo. Wydawać by się mogło, że tak uboga gra nie może zyskać na popularności, ale były to czasy, gdy tego typu cudów na telefonach praktycznie nie było, a możliwość powtarzania słów przez Toma bawiła ludzi do łez.
W sumie, ta formuła niezbyt przypominała hit z lat dziewięćdziesiątych. Tomem nie musieliśmy się zbyt opiekować i po tygodniach naszej nieobecności, mogliśmy bez obaw włączyć go ponownie. Twórcom trochę zajęło zwęszenie tego potencjału, ale w końcu doszło do powstania... My Talking Tom, który tym razem był klonem Tamagotchi z krwi i kości.
Tym razem naszym obowiązkiem nie jest tylko poniżanie kota. Do obowiązków należy zadbanie o jego podstawowe potrzeby, ale także zabawianie go na różnorakie sposoby. Bawimy się z nim wykonując minigry, które mniej lub bardziej inspirują się innymi hitami z telefonów. Na pewno nie będziemy się nudzić, bo jest ich całe mnóstwo i wśród ich znajdzie się nawet znany wszystkich Flappy Bird. Oprócz dawania Tomowi picia i jedzenia, musi także korzystać z toalety, a po dniu pełnym atrakcji – udać się do łóżka na odpoczynek. Największa atrakcja wciąż pozostała, a jest nią oczywiście powtarzanie słów przez Toma.
Pomimo że My Talking Tom nie cechuje się zbyt wielką oryginalnością, to będziemy do niego wracać często i to bez żadnego przymusu. Jeśli już zdarzy się nam przez długi czas nie zaglądać do kota, to ten wyśle nam specjalnie powiadomienie, w którym upomni się o opiekę.
Twórcy tym razem zaoferowali nam całe mnóstwo modyfikacji otoczenia, jak i samego kota. Posiada on własne mieszkanie, a wszystkie ściany i meble są do naszej dyspozycji. Pieniądze na nie będziemy zdobywać poprzez wykonywanie minigier, więc warto się w nich trochę podszkolić i odwiedzać je częściej, niż Tom tego wymaga.
Poza tą grą, to jest jeszcze wiele innych części tej serii. My Talking Tom stworzył swego rodzaju uniwersum, bo zagrać możemy jeszcze w grę poświęconą psu czy też niesławną My Talking Angela, która z kolei jest kotem. Każdy znajdzie dla siebie coś atrakcyjnego.
Reasumując, My Talking Tom i jego pochodne to świetna zabawa na krótkie posiedzenia i nie tylko.