Renesans starszych tytułów - O tym jak Sandro ukradł hełm czaszki.
Witajcie!
Odnoszę wrażenie, że w ostatnich latach wiele starszych tytułów przechodzi swoisty renesans. Czy gracze znudzili się nowymi tytułami i szukają szczęścia w tak zwanych klasykach? Widać jednak, że twórcy nie patrzą obojętnie na powrót graczy do starszych serii. Muszą pamiętać, aby stale podążać, za rosnącymi trendami, żeby nie wypaść z rynku. Mamy w końcu nie tak dawno wypuszczony remaster gry Baldur's Gate, teaser do, już zapowiedzianego po feedbacku od graczy, remake'u Gothica, nowe, nadal krytykowane dodatki do Diablo III, w wyniku czego ludzie coraz chętniej sięgają po starsze części tej serii.
W dzisiejszym artykule chciałbym poświęcić jednak nieco więcej czasu pewnej strategii, przy której wielu młodych (i starszych pewnie też) ludzi straciło długie godziny, przy wspólnej, najczęściej wieczornej, rozgrywce. Jak zapewne wielu z Was już się domyśliło, zamierzam wyrazić swoje odczucia na temat gry Heroes of Might & Magic III.
Walka dobra ze złem... tak często oklepywany temat. Wydawać by się mogło, że po tak wielu produkcjach: grach, filmach czy nawet książkach, rynek będzie przesycony taką tematyką, a ludzie niechętnie będą po to sięgali. Nic bardziej mylnego. Zarówno starsi gracze (pod względem czasu gry, nie wieku), jak i nowi patrzą coraz przychylniejszym okiem na popularne heroesy. Czym jednak aż tak bardzo wyróżnia się trzecia część, że ludzie praktycznie nie chcą patrzeć na sequele. Wydawałoby się przecież, iż te nowsze części wprowadzą do swojego asortymentu lepsze elementy mechaniczne, graficzne, a także dla miłośników kampanii - fabularne. Nie wszystko jednak zawsze jest takie proste.
W przypadku wielu osób główną rolę odgrywa po prostu nostalgia. Osoby wchodzące do tego świata mogły zafascynować się mitycznością tego świata i nawet już jako dorośli, wracający do gry pragnęli ponownie tę fascynacje poczuć. Sam doskonale pamiętam moje początki z Heroes of Might & Magic 3, grając u brata ciotecznego, a później u kilku znajomych. Świat ten zarówno zachwycał jak i przerażał. Największe zaciekawienie wzbudziły we mnie zamki Nekropolis i Inferno, które od tamtej pory, nadal uważam za najbardziej klimatyczne.
To, co z całą pewnością przyciągnęło do tej produkcji szersze grono odbiorów, był wydany fanowski dodatek o tytule "Horn of the Abyss". Jego pierwsza wersja pojawiła się już w 2011 roku, jednak była ona w języku rosyjskim. Wywołała więc, słuszne zresztą, poruszenie, jedynie za naszą wschodnią granicą. Na angielskie tłumaczenie musieliśmy jednak poczekać aż do roku 2014.
Co, więc takiego dodaje ta modyfikacja?
Głównym przymiotem, działającym na duży plus dodatku, jest uproszczenie gry wieloosobowej przez internet. Stworzono osobne lobby online, w którym można zakładać pokoje, lub dołączać do już utworzonych. Przy okazji internetowych pojedynków, wprowadzono także system rankingowy. Za każdy pojedynek z zaznaczoną opcją "Gra Rankingowa", w zależności od rezultatu naszego spotkania, kolejno otrzymujemy bądź tracimy punkty.
Jednak nie jest to jedyna rzecz jaką dodaje HotA. Zarówno w grze online jak i offline możemy bawić się nowym zamkiem. Przystań (ang. Cove) umożliwia nam rozgrywkę w pirackich klimatach.
Nowości, jakie dodaje Horn of the Abyss w szerszym szczególe to temat na całkowicie nowy artykuł. Ze swojej subiektywnej opinii, chciałbym tylko dodać, że cieszy mnie kierunek, w jakim zmierza dzisiaj branża gier wideo. Cieszy mnie, że udało się znaleźć balans pomiędzy nowymi tytułami i starymi produkcjami.