RETRO: Castlevania: Symphony of The Night (1997)
Następna gra z serii, Symphony of The Night, miała być spin off'em, dlatego pozwolono twórcom na o wiele więcej swobody i na eksperymentowanie z formułą cyklu.
Dzięki temu wykształcił się zupełnie nowy podgatunek, nazwany Metroidvanią. Jest to mieszanka elementów z gier z serii Metroid, Castlevania, The Legend of Zelda oraz kilka mechanik zaczerpniętych z JRPG.
Akcja gry dzieje się w 1797, 5 lat po wydarzeniach z Rondo of Blood. Gra zaczyna się właśnie od końca poprzedniej gry, gdy Richter Belmont pokonuje Draculę. Mimo tego, po bardzo krótkim czasie zamek znów powstaje.
Ze względu na to, że obecnie nie ma nikogo z rodu Belmontów zdolnego do szturmu, a Richter zniknął, Alucard, syn Draculi, budzi się ze swojego snu i decyduje się wyruszyć do zamku i zbadać tajemniczą sprawę jego ponownego pojawienia się.
Fabuła jest niezła (jak na Castlevanię), jednak twórca, Koji Igarashi pierwotnie chciał dodać do gry więcej rozmów, z czego zrezygnował, a szkoda.
W grze zupełnie odpuszczono pomysł z terenami poza zamkowymi i skupiono się wyłącznie na nim. Sama Forteca jest ogromna i kryje w sobie wiele sekretów.
Sam Dracula ma naprawdę wyrafinowany gust, ponieważ pomieszczenia wyglądają świetnie: są mroczne jaskinie, wystawne sale balowe, ogromne biblioteki, strzeliste wieże, galerie sztuki i wiele więcej.
Jest ona oczywiście bo brzegi wypełniona potworami, które są różnorodne i wyglądają naprawdę dobrze; większość z nich to inspiracje z mitologii greckiej, słowiańskiej, albo militologii Cthulhu autorstwa H.P Lovecraft'a. Nie zabraknie też klasyków z serii, takich jak szkielety rzucające kośćmi, wciąż niesamowicie denerwujące meduzy, karły czy ryboludzie.
Skoro mowa o potworach, to przejdę do poziomu trudności: Jest on o wiele, wiele niższy niż w poprzednich częściach. Stanowi on jakieś wyzwanie i zdarzy nam się czasem zginąć, jednak nie musimy być wybitnie czujni i gotowi.
Podobnie jest z Boss'ami, których czasem można pokonać za pierwszym podejściem i w sumie szkoda, bo są naprawdę fajnie wykonani i chciałbym się im dłużej przyjrzeć.
Jest też szansa, że z niektórych potworów możemy to otrzymać przydatne przedmioty. Gridnując jednego potwora przez jakieś 10 min udało mi się zdobyć miecz o nazwie Crissaegrim, który usunął jakikolwiek poziom trudności, dosłownie. Niesamowita szybkość tego miecza i obrażenia sprawiają, że w grze po prostu nie da się zginąć, a najsilniejsze potwory, z samym Lordem Draculą na czele mogą nam się opierać co najwyżej kilka sekund. Miecz ten możemy zdobyć dopiero w drugiej połowie gry, więc nie musimy się przejmować tym, że w jedyne co nam zostanie do robienia, to eksploracja.
Owa Eksploracja jest kapitalnie zaprojektowana i zawsze będzie czekała na nas nagroda za trudy albo jakaś ciekawa, bonusowa zawartość.
Gra w dużej mierze wykorzystuje system JRPG: otrzymujemy poziomy, które zwiększają nam życie i automatycznie zwiększają kilka statystyk, z potworów otrzymujemy różne ilości doświadczenia i złota, które wydamy u sklepikarza, możemy znajdywać różnorakie bronie, zbroje, peleryny, hełmy oraz używamy zaklęć.
Zaklęcia to kolejny interesujący element, ponieważ nie używamy ich tak po prostu, ale żeby je wywołać, musimy wykonać specjalną sekwencję ruchów, podobnie jak Street Fighter, Tekken i innych bijatykach.
Grafika jest świetna. W ogóle się nie zestarzała (oprócz przerywników), a dzięki włączeniu jej w wysokiej rozdzielczości na emulatorze zupełnie zapominamy o tym, że ma 21 lat. Gra na PS3 chodzi niestety w niskiej rozdzielczości.
Muzyka to po prostu mistrzostwo. Są tu doniosłe brzmienia, szybka i rytmiczna muzyka, a nawet spokojnie utwory na fortepianie. Reasumując, prawdziwa Symfonia Nocy.
Możemy uzyskać 2 zakończenia, z czego pierwsze jest niesatysfakcjonujące i pozostawia mocny niedosyt, a podczas jego uzyskania miałem tylko 60% odkrytej mapy, co oznacza, że 70% gry jest przed nami ukryte.
Skąd ta bezsensowna matematyka? Otóż, jeśli chcemy uzyskać prawdziwe zakończenie, cały zamek przewraca się do góry nogami. Zmieniają się zupełnie pomieszczenia, potwory i ich siła, a także czeka na nas masa zupełnie nowego sprzętu do zdobycia.
Często będziemy musieli użyć jakiejś umiejętności zdobytej w czasie gry, aby popchnąć akcję do przodu np. przemiana w nietoperza znana fanom serii z Dracula's Curse. Mniej lub bardziej przydatnych umiejętności jest masa i będą urozmaicać nam rozgrywkę np. możemy mieć nawet swoich pomocników, którzy też będą zwiększali swój poziom w trakcie gry. Rzadko są skłonni kogoś zaatakować, jednak zdarzy im się pomóc, a nawet rozwiązać zagadkę środowiskową.
Sterowanie jest teoretycznie gorsze niż w IV, jednak cała gra jest pod nie zaprojektowana i nigdy nie czujemy, że jest niewygodne. Nie możemy wykonywać ataków w lewy i prawy górny róg oraz w górę, co zbytnio nie przeszkadza dzięki broniom pobocznym, których amunicją znów są serca.
"Night is still young"
Castlevania: Symphony of The Night okazała się genialną zmianą dla cyklu. Koji Igarashi zredefiniował serię i wyniósł ją na wyższy poziom. Następne gry także były Metroidvaniami, które mimo silnej inspiracji SOTH miały własną tożsamość i nie były bezczelnie odciętym kuponem.