RETRO: Super Castlevania IV
Ważne jest jednak to, że z ponad 30 części to Super Castlevania IV jest jedną z lepszych i zdecydowanie ma najlepsze sterowanie.
Fabularnie nic się nie zmieniło względem pierwszej części. Sterujemy tym samym Simon'em Belmont'em, uzbrojonym w ten sam bicz, Vampire Killer.
Jednak cała reszta gry to zupełnie inna bajka (a raczej horror).
Zacznę od sterowania, które jest REWELACYJNE. Belmont może atakować biczem w 8 różnych kierunkach, nawet podczas skoku, podczas którego możemy normalnie się poruszać i szybko reagować na niebezpieczeństwa. Bardzo przydatnym elementem jest też fizyka bicza. Jeśli przytrzymamy przycisk odpowiedzialny za atak, to będziemy nim mogli obracać, wymachiwać i wykonywać dowolne ruchy. Możemy nim ruszać nawet podczas skoku, co daje spore pole do popisu.
Gruntowne zmiany też przeszły lokacje w grze. Podczas, gdy Castlevania I działa się w całości w zamku, to sama forteca Draculi stanowi niewielką część IV. Pojawiło się sporo terenów otwartych i różnych ciekawych lokacji: Bagna, lasy, ruiny i wiele więcej. W samym zamku pojawiły się dodatkowe komnaty, podziemia itd.
Wizualnie jest bardzo dobrze, ale jednak wolę Castlevania: Bloodlines, która miała mniej detali, będąc przy tym czytelniejsza.
Dziwną rzeczą są spadki wydajności. Podczas wymachiwania biczem w stronę kilku przeciwników gra lubi przyciąć, a też niektóre momenty obniżają wydajność. Nie przeszkadza to aż tak, ale momentami denerwuje.
Odstąpiono całkowicie od nieliniowości i tak jak w pierwowzorze mamy do wyboru tylko jedną drogę.
Gra czasem pokazuje nam ciekawe efekty np. komnatę, która cały czas się obraca czy przeciwników, którzy przed śmiercią nas na chwilę oślepiają.
Zabawy fizyką nie kończą się też na ruchach bicza. Możemy zaczepiać biczem specjalne metalowe punkty, które umożliwiają pokonywanie sporych przepaści.
Gra tworzy do tej mechaniki ukryty samouczek, podobnie jak w Super Mario Bros.: Przed pierwszym zaczepieniem nie ma niczego, potem mamy przepaść, którą równie dobrze możemy pokonać skacząc, a trzecie, obowiązkowe zaczepienie, dzięki uprzednim zapoznaniu się z mechaniką, pokonujemy bez problemu.
Bestiariusz znacznie się zwiększył. Oprócz potworów znanych z NES'owej trylogii napotkamy też sporo nowych przeciwników np. latające głowy koni czy szkielety z biczami.
Muzyka jest bardziej powolna i minimalistyczna niż w poprzednich częściach. Niektóre utwory wręcz przeszły do legendy, jednak w większości gra stawia na bardziej klimatyczne i mroczne ścieżki. Cieszy też to, że pod koniec gry użyto wiele utworów z poprzednich części, co daje nam uczucie ewolucji serii.
Bossowie bardzo dobrze wyglądają, są ciekawie zaprojektowani, jednak ich poziom trudności znacznie spadł. Wystarczy mieć krzyż na wysokim poziomie i nie będą stanowić dla nas większego wyzwania. Jednak nie uważam tego za wadę, bo gra i tak jest wystarczająco trudna. Nie jest to poziom trylogii na NES, ale zdecydowanie bardziej uczciwy.
Wszystko w tej części zostało powiększone, dosłownie. Przeciwnicy są duzi, a bicz długi. Jest to ciekawy zabieg, jednak przyzwyczajenie się do niego zajmuje trochę czasu i nie jest zrobiony tak dobrze, jak w następnych częściach.
Momentami denerwował mnie limit czasowy. W tamtych czasach ogromna popularność gier automatowych przemijała, jednak limit czasu został zachowany, co kilka razy negatywnie mnie zaskakiwało.
Twórcy czasem zaskakują swoją kreatywnością w projekcie poziomów np. jeden z nich cały czas się obraca i musimy odpowiednio manewrować, aby nie dać się zabić. Wizualnie też cieszą (ogromny skarbiec w zamku Draculi na drugim screenie).
SUPER Castlevania
Mimo, że tytuł "Super" jest dodany z powodu konsoli, na której IV została wydana, to jest to bezspornie tytuł adekwatny gry.
Smuci to, że wiele świetnych elementów umieszczonych w tej części już nigdy więcej nie została wykorzystana (genialne sterowanie). Po IV stworzono jeszcze kilka bardzo dobrych części, ale popełniających te same błędy.
Prawdziwa i stała rewolucja jednak miała dopiero nadejść wraz z Symphony of The Night.