Czy Team Fortress umiera?

Żeby na to pytanie odpowiedzieć, trzeba cofnąć się do samego początku - czyli 10 października 2007, kiedy to świeżo stworzoną gierkę można było nareszcie zakupić w pakiecie Orange Box z Half-Lifem 2, Portalem i czymś tam jeszcze.

FPS szybko zdobył popularność i zdołał przebić się do czołówki między gry pokroju Counter-Strike 1.6, Quake albo Wolfenstein. Dlaczego? Ponieważ prezentowała coś zupełnie innego niż gry dawały nam dotychczas - mieliśmy 9 klas do wyboru, każda z nich miała swoje wady i zalety, co pozwalało nam na wybór swojej ulubionej w zależności od obranej taktyki lub trybu gry. Gra stawiała przede wszystkim na kooperację, rozgrywka była dużo prostsza kiedy mieliśmy łączność radiową z innymi graczami. Stopniowo w grze pojawiały się nowe mapy i bronie, co jeszcze bardziej pozwalało nam na personalizację własnej postaci. Serwisy internetowe ogarnęła fala filmików i animacji z postaciami z TF2 (wśród których wybierano najlepsze i przydzielano im nagrody w różnych kategoriach), to samo z memami. Wszyscy z niecierpliwością czekali co twórcy gry przygotują w związku ze zbliżającymi się świętami albo Halloween. A ci z kolei chętnie dodawali kolejne dodatkowe zawartości, które z czasem wywołały bardzo, ale to bardzo mieszane uczucia...

Wspomniałem wcześniej o personalizacji własnej postaci. Valve stwierdziło, że tej personalizacji wciąż jest za mało, że gra potrzebuje czegoś nowego i z czasem w grze pojawiły się czapki. Ludziom początkowo bardzo się to spodobało - w końcu jest coś nowego, czego nie było do tej pory. Kiedy jednak jeszcze kilka aktualizacji później pojawiły się przedmioty kosmetyczne stworzone przez społeczność, coś wybuchło. Ludzie bardziej niż na samej rozgrywce zaczęli skupiać się na kosmetykach, ścigać się o ilość i jakość przedmiotów, a także zasypywać warsztat Steam swoimi pomysłami, bardzo często nierealnymi, tworzonymi bardziej dla śmiechu niż faktycznego wpływu na grę. Ludzie zaczęli wchodzić na serwery idle, żeby tylko otrzymywać przedmioty za bycie w grze, a sami odchodzili oddając się "pożyteczniejszym" rzeczom. Dzisiaj aby otrzymać jakiś godny uwagi przedmiot, trzeba spędzić mnóstwo czasu na zbieraniu, wymienianiu i łączeniu przedmiotów, co skutecznie odciąga uwagę od rozgrywki.

Ostatnią dużą aktualizacją (nie licząc eventów świątecznych i halloweenowych) było Jungle Inferno, które pojawiło się... półtora roku temu, 20 października 2017 roku, prawdopodobnie tylko i wyłącznie z okazji dziesięciolecia TF2. Gracze z niecierpliwością czekają na kolejny, plotki głoszą że będzie to update do Heavy'ego.

Brak aktualizacji, rozgrywka zniszczona walką o przedmioty kosmetyczne, czas... czy wszystkie te aspekty sprawiły, że Team Fortress 2 powoli odchodzi do gamingowego grobowca? Tak... aczkolwiek nie.

W grze na tą chwilę jest 60.000 zalogowanych graczy, wartość ta jest mniej więcej stała (przy średnim peaku 120.000), i mimo że zdaniem niektórych przeżywa kryzys, to jednak od samego początku istnienia znajduje się w najczęściej granych na Steamie grach, i nie zamierza tak szybko z niego spadać. Ludzi dalej trzyma ogromny sentyment, długie godziny spędzone przy tej grze za dzieciaka sprawiają, że są jeszcze osoby którzy wierzą w lepszej jutro tej gry. Rozgrywka jest po prostu typowym "play for fun", brak tu jakiejkolwiek toksyczności ze strony graczy, nawet jeśli rozgrywka kompletnie nie idzie (a przynajmniej ja nie spotkałem się z czymś takim). Sporo osób przechodzi do CS:GO, Overwatcha albo Fortnite, jednak w TF2 dalej nie ma problemu ze znalezieniem meczu. Kto wie, może jeśli Gaben powróci do systematycznego dodawania aktualizacji gra odzyska dawną świetność? Może tak będzie. Na chwilę obecną powinniśmy się jednak cieszyć, że mimo tylu przeciwności Team Fortress dalej ma rzeszę fanów szukających ciekawej i zabawnej rozgrywki, a nie tylko wyścigu szczurów pod względem ilości zabójstw.

POOTIS!