Templariuszowy crap... czy tam graal, czyli gra tak zła że aż dobra. Recenzja The First Templar
Pewno dnia pewne studio oglądając po raz kolejny nowy zwiastun Assassin’s Creeda postanowiło że oni w sumie też tak potrafią. Bo niby co trudnego, patrzcie wystarczy dać jakąś tam historię, nieco intryg, kilka postaci oraz system walki i już jest super. A że ludzie mają kompletnie zrytą banie templariuszami oraz assasynami, to się sprzeda... No niby ok, ale nikt nie pomyślał że w sumie to jeszcze nigdy nie robiliśmy takiej gry, ba dotychczas robiliśmy jedynie strategie i to jeszcze w czasach antycznych ! No i ogólnie budżet nie ten. Ale jest pasja, jest pomysł i jest chęć, próbujmy ! Tak chyba mniej więcej powstał dzisiaj omawiany twór, naprawdę jest to dziwaczna gra. Crap który nie jest w zasadzie crapem, jednocześnie gra oparta o system walki rodem z jakiejś wesołej platformówki dla dzieci. Do tego obdarzona dziwacznymi zagadkami które, o dziwo, naprawdę działają. A to wszystko pod zmorą budżetu. Bieda w tej grze piszczy tak mocno, jak typowa ugandyjska wioska. Crap który w zasadzie jest w miarę dobrą grą, jeśli potraktujemy ją jako średniaczka. Od taki słabiak który mógł spokojnie wyjść w 2007 - 2008, jeszcze w tedy by spokojnie przeszedł i dał sobie radę... ale czy jest to gra na standardy 2011, roku w którym wyszedł choćby Wiedźmin 2 i Skyrim dosłownie miażdżą graficznie dosłownie wszystkich. Za nim przejdziemy do historii dwie dygresje. Raz : grę otrzymałem za darmo w ramach rozdawnictwa na GOGu (demagogu). Dwa : przy szukaniu opinii o tej grze coś mnie uderzyło, pewne zachowanie graczy i recenzentów, otóż czy po latach bardziej potrafimy docenić jakiś tytuł, tym bardziej kiedy nie jest on nam pchany na siłę przez wielkie recenzje, hajp na internetach itp. Sprawdziłem sobie recenzje gry na platformach Steama i GOG. I powiem że gra ma bardzo pozytywne recenzje graczy, mimo wielu mankamentów tej produkcji. Budżetowość, grafika wołająca o pomstę, słaba fabuła inspirowana nie powiem czym. Mimo wielu wielu innych błędów i mankamentów Pierwszy Templariusz w odczuciu graczy wypada całkiem poprawnie. Czy po latach potrafimy doceniać stare gry i pewne pomysły które za nimi się kryły ? Czy też po rozpieszczenia wielkich tytułów AAA przeżywamy szok że były i dalej w sumie też są, gry które po prostu są grami niekoniecznie typu AAA. No i po wielu latach część graczy jest w miarę wyrozumiała w stosunku do wielu starszych gier i ogólnie do produkcji które nie ukrywają że nie miały jakiejś wielkiej ambicji. Zauważam taki trend ostatnimi czasami, z podziemia nagle ujawnili się jacyś fani Aracnii... którzy gdzieś tam bronią tej produkcji, po tylu latach kiedy każdy już zdążył zapomnieć ujawnili się i mogą spokojnie powiedzieć : hej ta gra jest dobra i wcale nie ryzykują ostracyzmu społecznego internetów oraz wielkiego oburzenia. Zamiast tego mogą doczekać się rzeczowej dyskusji z wyliczanką co dobre a co złe. Uzbrojeni w wiedzę że gracze to nie zawsze krwiożercze potwory, przejdźmy płynie do historii omawianego tytułu : bułgarskie studio Haemimont Games znane z dotychczasowych RTSów (między innymi gry mojego dzieciństwa Celtik Kings) postanowiło poeksperymentować i zająć się produkcją jakiś nowych rodzajów gier, zmęczeni ciągłymi RTSami chcieli stworzyć coś nowego, coś odstającego od swojego głównego nurtu gier. Tym właśnie sposobem narodził się pomysł stworzenia gry hybrydy, połączenia gatunków, w latach 2010 - 2012 było to szalenie modne, gatunki gier wówczas zaczynały się przenikać np w wielu sandboxsach pojawiły się drzewka rozwoju. Bułgarzy postanowili wziąć wszystko co się da : walkę z Solsuów i God of Warów, ogólną rozgrywkę typowo Hack'and'slash, wpleść to elementy RPG, akcji oraz eksploracji i prostych zagadek logicznych niczym z Tomp Raidera a oddać to wszystko w klimatach średniowiecznych. W epoce ostatniego roku istnienia Zakonu Templariuszy. Co więcej, korzystają ze wciąż nie słabnącej popularności niesławnych rycerzy Świątyni Salomona, przedstawić opowieść z ich perspektywy. W tym ich legendarne zadanie, czyli znalezienie świętego Graala... a pomijając to, zdecydowano się na element który zasadniczo wyróżniał tą grę, przynajmniej postarać się oddać realia historyczne. Tak recenzenci określali tę grę, historyczną... przynajmniej do momentu ostatnich rozdziałów gdzie dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Ale o tym później. Jak myślicie czy gra historyczna w wykonaniu przez Bułgarów z doświadczeniem robienia RTSów mogło się udać ? Zapraszam na recenzję.
The First Templar jest trzecioosobową grą akcji czerpiącą całymi garściami z wielu gatunków. Najbliżej jej do hack'and'slash, choć znalazło się też miejsce na elementy składankowe, zagadki logiczne czy system RPGowy oraz tryb kooperacji (mam wrażenie że prawie każdy twórca do tego wówczas dążył, w końcu było to szalenie popularne). Gra zadebiutowała 6 maja 2011, za jej stworzenie odpowiedzialne jest Bułgarskie studio Haemimont Games. Za wydanie zaś niewielki Niemiecki wydawca Kalypso Media, produkcja zadebiutowała na PC, ale została również wydana na konsoli XBOX 360. Fabuła i opowieść gry jest, przynajmniej początkowo, bardzo realistyczna i czerpiąca pełnymi garściami z historii. Opowieść wprowadza nas w świat późnego średniowiecza oraz zakonu Templariuszy, opowiada nam też o wielkim zadaniu jakie spadło na zakon a mianowicie poszukiwanie świętego Graala. Templariusze mają za zadanie go odnaleźć i zabezpieczyć tą świętą relikwie. Gracze czasami robią aluzję, że ta gra korzysta z inspiracji Assassin’s Creeda. No może troszkę, choć jedną rzecz twórcy dobrze zaprezentowali. Bo zamiast walczyć z templariuszami, my będziemy mogli zobaczyć ten zakon od środka. Czyli historia będzie pisana z perspektywy zakonu Templariuszy. Akcja gry rozpoczyna się 1291 roku, era krucjat dobiega końca, podobnie jak dawne Królestwo Jerozolimskie które obecnie jest cieniem dawne monarchii, ostatni krzyżowcy utrzymali się jedynie w ostatniej fortecy Akkce. Zakon Templariuszy jest również targany wieloma problemami, a na horyzoncie czai się dziwaczny spisek który jest wymierzony w zakon, który według wielu zbyt bardzo urósł w siłę i zbyt bardzo przywiązał się do spraw tego świata. Grę rozpoczynamy na Cyprze, gdzie przyjdzie nam obserwować poczynania dwóch francuskich templariuszy Celiana d'Arestide głównego autora - narrator tej opowieści oraz jego wieloletniego przyjaciela i towarzysza Rolanda de Saint-Omera. Zadaniem dwójki przyjaciół jest odnalezienie świętej relikwii, Graala, a ponieważ poszukiwania nie idą najlepiej dwójka przyjaciół decyduje się odwiedzić Wielkiego Mistrza Wilhelm z Beaujeauaby. Zasięgnąć jego rady jak dalej prowadzić poszukiwania. Na wyspie jednak zostają zaatakowani przez saracenów, po krótkiej walce udaje im się odnaleźć wielkiego mistrza a ten dzieli się z nimi kilkoma radami. Po pierwsze, wielki mistrz radzi znaleźć Marie d'Ibelin którą Inkwizycja uwięziła pod zarzutem uprawiania czarów, prawdopodobnie będzie coś wiedziała o miejscu ukrycia Graala, a po drugie aby się strzegli bo król Francji Filip IV knuje przeciw zakonowi. Akcja opowieści dzieje się na przestrzeni kilku lat, między czasie będziemy mogli odwiedzić Cypr, Akke wiele miejscowości we Francji a także tajemnicze świątynie. Po drodze zmierzymy się z bandytami, saracenami, ludźmi króla Filipa, joannitami a także templariuszami. Przy okazji przyjdzie nam poznać sekrety która sprawią, że z historycznej opowieści zmienimy postrzeganie gry na twór z elementami fantastycznymi. Tak mniej więcej prezentuje się fabuła i opowieść gry. O ile gra dzieje się na przestrzeni kilku lat to nigdy jakoś szczególnie tego nie odczujemy, w ogóle upływ czasu nie jest tutaj aż tak dostrzegalny. Wspomniałem realizm który nadaje grze całkiem istotnego charakterystycznego szlifu, dzięki któremu naprawdę się wyróżnia bo z własnej woli zrezygnowano z fantastycznych wątków, pomijając jedynie wątek poszukiwań Świętego Graala. Całości nadaje ciekawego smaczku poszukiwania kronik Templariuszy które opowiadają historię krucjat, królestwa Jerozolimskiego oraz zakonu Templariuszy. Co ciekawe kroniki i listy które znajdujemy są tak skomponowane że przez chwil, nawet mimo mojego ogromnego zainteresowania historią, poczułem się jakby to były autentyki. Stylizacja języka, ciekawostki historyczne i odniesienia w kronika sprawiają że można naprawdę wziąć je za prawdziwe listy z epoki. Szkoda jednak, że mocno historyczna gra postanawia walić swoja własną konwencje, i o ile 2/3 gry jest w miarę spójne i normalne to pod koniec, ostatnie 1/3 gry, to zupełna jazda bez trzymanki mordom na beton, kiedy pojawiają się wątki wyciągnięte z odbytu węża. Jakieś dziwactwa których nie powstydziły by się gry z pod marki Ubisoft. Jednak najważniejszy jest tutaj wątek zakonu, Templariusze, rycerze Świątyni Salomona są pośrednio głównymi bohaterami tej opowieści, ogólnie cały zakon i jego historia oraz los jest głównym bohaterem i to od nas zależy jaki przeznaczenie spotka ostatecznie nasze bractwo.
Pod względem mechanik The First Templar to prawdziwa hybryda gatunkowa, mamy tutaj walkę mocno inspirowaną God of War czy Dark Souls (tiaaa) ale tak mocno ubogą, elementy Hack'and'slash koegzystują z bardzo ubogimi elementami upośledzonej eksploracji, unikania pułapek i rozwiązywania zagadek z Tomp Raidera oraz rozwojem postaci z RPG. Nie zabrakło również malutki zadań pobocznych czy też znajdziek w postaci odnajdywaniu kroniki templariuszy. A to wszystko okraszone fabułą i opowieścią o zakonie rycerzy których popularność wciąż przyciąga, wciąż magnetyzuje nie jednego gracza czy czytelnika. Tak, zdecydowanie Templariusze są naprawdę silną kartą w popkulturze, a rozsławienie ich przez pewne dzieło Ubisoftu sprawiło że każda gra o Templariuszach musi być porównywana do dzieła o Assassynach i ich Animusa. Zacznijmy jednak od omówienia systemu walki, bo to główne mięsko jakie serwuje gra i chcę zacząć od tego. Bo jeśli chodzi o walkę to zdecydowanie był na nią jakiś pomysł... a jednak jak zobaczyłem ją pierwszy raz to wybuchnąłem autentycznym śmiechem, gdyż przyszło mi to na myśl system walki z gier dla dzieci. Paralityczne ruchy, zestaw kilku combosów, wesoła naparzanka, tak mi się to skojarzyło z takimi grami. Dopiero po jakiś czasie zauważyłem że mimo biedy w animacjach i ogólnych problemów z grą walka, jako taka daje radę, bo jest przynajmniej zrobiona poprawnie. System ataków, parad i podziału na silniejsze i słabsze ciosy połączony jest z możliwością wyprowadzenia specjalnych ataków, złamania gardy przeciwnika, wytrącenia mu tarczy czy też obalenia na ziemie a potem dobicie. Każda z tych dostępnych postaci w grze (bo tak mamy do dyspozycji 3 grywalnych postaci) ma inne drzewko rozwoju i inny zestaw ciosów specjalnych oraz atuty. Przez jednak większą część rozgrywki gramy 2 postaciami które możemy swobodnie zamieniać. W trakcie postępu fabuły Rolanda zastąpi Maria, ale będziemy też mieli jedną okazję ich zamienić. Silnym aspektem gry która z pewnością sprawiała że jej odbiór był lepszy to model kooperacji, gra jest mocno nastawiona na dwóch graczy. Kooperacja musiała być głównym ficzerem tej produkcji, bo właściwie wszystko jest pod nią zaprojektowane. Szczególnie dosyć proste ale ciekawe zagadki logiczne. No właśnie zagadki logiczne, hym trzeba powiedzieć że są, po prostu nie są ani zbyt skomplikowane ani nie stanowią jakiegoś większego wyzwania. Większość opiera się o pociągnięcie za dźwignie w tym samym czasie lub też wskoczenie na pułapkę w odpowiednim momencie. Jeśli chodzi o system rozwoju postaci jest on mocno uproszczony, za walkę, wykonywanie zadań pobocznych oraz za znajdowanie skrzynek dostajemy doświadczenie. Zebrane punkty doświadczenia możemy przeznaczyć na rozwój naszych umiejętności, odblokować dodatkowe ataki czy też ulepszyć pasek wytrzymałości czy życia. Mechanik rozgrywki w zasadzie nie ma wcale aż tak dużo a cała gra oparta jest o model korytarzowy, który musimy pokonać po drodze pokonując tabuny wrogów. Ale żeby nie było, jest również możliwość skradania się, jednak jest ona... uproszczona tak powiem, ogólnie działa, ale nie zawsze. Gracze i recenzenci nie zostawili suchej nitki na tej biednej jak mszy kościelna produkcji, w 2011 od produkcji odstręczało dosłownie wszystko a sztandarowa była tutaj grafika która wyglądała na grę jak z roku 2004 - 2005. Ogólnie to był problem tej gry, gdyby wyszła 5 lat wcześniej doczekała by się nie tylko obrony ale może nawet pewnych fanów. Ale rok 2011 był rokiem kiedy wyszedł choćby Wiedźmin 2 czy Skyrim, rok wcześniej wyszła Arcania. Prezentacja grafiki z poprzedniej generacji, której mimika postaci jest jedynie zarysowana a nasi bohaterowie nie potrafią się obracać a jedynie teleportują się od razu w wyznaczonym kierunku, nie poprawiła odbioru gry. A wszystko to oblane zostało zagadkami, jak w pierwszej trylogii Tomp Raiderów, walką z gierek dla dzieci i miałką fabuła. To wszystko sprawiło że gra okazała się porażką, po prostu wyszła za późno. Każdy jej element był przestarzały i zawierał to co gracze mocno krytykowali. Ale jak prezentuje się dzisiaj na 2024 ? Powiem tak, po wielu latach gracze są bardziej wyrozumiali dla starszych tytułów, często również są nieświadomi tego że The First Templar to równolatek Skyrima czy Wiedźmina 2 dla nich to stara gra z lat 2005 która jest wykonana poprawnie. Dla wielu to taki wesoły potworek który momentami jest tak zły że aż dobry i po cześć przychylam się do tego stwierdzenia. Podsumowując z całą pewnością The First Templar nie jest grą którą warto pamiętać. Czy jednak jest warta zagrania ? Nie koniecznie, czy powinniśmy o niej zapomnieć i ją wyklinać ? Też niekoniecznie, bo nie jest jakoś rażąco zła, jest najzwyklej w świecie biedna i ogólnie zapóźniona. I to właśnie czyniło tą grę słabą na premierę, ale po latach jakoś nie odstaje od ogólnego retro. I to ją ratuje. Ogólnie statystyki Steama twierdzą że obecnie w grę gra 2 graczy a w ciągu całego dnia aż 4, więc można by powiedzieć że GOG (demagog) nadał tej grze nowe życie czego dowodem zresztą są nowe komentarze pod grą. Podsumowują grze daje 5.5/10 i oceniam ją jako opóźnionego średniaczka którego z litości można tolerować ale chyba nie warto kopać i się nad nim znęcać. Czy polecam, jak nie macie nic do roboty, słaby komputer a na waszym koncie zaledwie 2 czy 5 zł to tak, wówczas warto.
Pozdrawiam.
Tybero